Karteczka
Mówiąc o nabożeństwie w Cerkwi prawosławnej natychmiast myślimy o pięknie, duchowości, poczuciu innego, niematerialnego świata. O nabożeństwach i wspólnej modlitwie w tradycji prawosławnej mówiło wielu Świętych Ojców. Nasza tradycja ujawnia prawdziwe bogactwo treści, która jest związana z nabożeństwem. To prawdziwa katechizacja przez modlitwę.
Z nabożeństwem eucharystycznym związane są pewne zwyczaje. Mówiąc o Liturgii od razu myślimy o Eucharystii, o przyjęciu Świętych Darów, o byciu wspólnotą – jednością z naszym Bogiem i naszą Cerkwią. Z nabożeństwem tym związane są również inne elementy, które tradycyjnie wiążą się z początkiem nabożeństwa. To karteczki z imionami żywych i umarłych, świece i prosfory. Czy w tych elementach kryje się jedynie nasza forma modlitwy, przygotowania czy wprowadzenia, czy może niosą one głębszą teologiczną treść? Odkryjmy treść, którą niosą zapisane przez ludzi karteczki.
Eucharystia pierwszych wieków to zgromadzenie wspólnoty wokół świętego Kielicha. Wspólnotowość ta to fundament, bez którego nie może być sprawowana Liturgia. Wspólnota to oczywiście nie grupa ludzi, którzy w jednym czasie i miejscu spotkali się, aby każdy indywidualnie przedkładał swoje modlitwy Bogu. Bycie wspólnotą oznacza wspólną modlitwę, a to z kolei jednoznacznie oznacza wspólne cele.
W pierwszych wiekach wierni nie przychodzili z pustymi rękami. Przynosili ofiarę, chleb, wino, olej, mleko i inne pokarmy. Chleb i wino były zabierane przed diakonów dla sprawowania Eucharystii, pozostałe zaś produkty były składane w oddzielnym miejscu, tak by po zakończonej Liturgii stać się potrawami wspólnego stołu.
Przynoszone przez wiernych dary były przekazywane diakonom, przy czym często wygłaszano prośby o modlitwę w intencji tego, który przyniósł, bądź tych w intencji których dary zostały przyniesione.
Do dzisiejszego dnia prezbiter w trakcie proskomidii, tj. przygotowania darów eucharystycznych, wygłasza modlitwę, w której modli się w intencji tych, którzy przynieśli dary i tych, w intencji których zostały one przyniesione.
Przynoszone chleby i wino również było gromadzone w jednym miejscu, gdzie diakoni wybierali najlepszy chleb i najlepsze wino, które zostaną postawione na ołtarzu, nad którymi kapłan wygłosi słowa modlitwy eucharystycznej, które zostaną w końcu przemienione w Ciało i Krew Chrystusa.
Wybór chleba i wina odbywał się przed Liturgią. W jej trakcie, pierwotnie diakoni, później zaś również prezbiterzy, przechodzili do pomieszczenia z chlebami i stamtąd przenosili je w ciszy do prezbiterium, gdzie przekazywali je dla duchownego, który stawiał je na ołtarzu.
Pierwotnie przeniesienie to nie przerywało modlitwy wiernych i odbywało się w milczeniu. Diakoni przechodzili przez środek świątyni i niosąc kielich i diskos kierowali się w stronę ołtarza.
Z czasem, w trakcie procesji wierni cicho prosili diakona o modlitwę, podobnie jak czynili to wcześniej, przynosząc dary do świątyni. Do idących w procesji mówili cicho „wspomnij mnie”, „wspomnij moje dziecko”, „wspomnij chorego” dodając oczywiście imię bądź imiona.
Diakoni stając przed św. ołtarzem przekazywali dary dla prezbitera również cicho przekazując usłyszane intencje.
Do dnia dzisiejszego w modlitwach kanonu eucharystycznego, po przemianie chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa, zapisana jest modlitwa intencyjna. W tej modlitwie duchowny prosi w intencji tych wszystkich, którzy się zgromadzili na nabożeństwie, którzy „przynieśli” te dary i, jak wskazuje służebnik, „wspomina imiona ludzi żywych i umarłych”. To miejsce i czas, kiedy duchowny wspomnieć powinien tych wszystkich, którzy przynieśli Bogu swoje dary, swoją ofiarę.
Z czasem w trakcie procesji z darami zaczęto śpiewać hymn, a sama procesja stała się wielkim wejściem. Ciche intencje zostały zastąpione wygłaszanymi przez duchowieństwo wspólnotowymi intencjami, czyli wezwaniem do modlitwy za wszystkich zgromadzonych, za biskupów i duchowieństwo, za obecnych w Cerkwi, za chorych i podróżujących.
Ciągłość i wierność tradycji została zachowana do dnia dzisiejszego. Imiona darczyńców i proszących o modlitwę były i są wspominane dwukrotnie w czasie Liturgii – w trakcie przygotowania darów, tj. proskomidii oraz w trakcie sprawowania Liturgii. Kiedy z czasem pojawiła się żarliwa ektenia, stanowiąca jakby sumę wszystkich indywidualnych intencji, możemy powiedzieć nawet o trójkrotnym wspomnieniu intencji wiernych.
Jednak w naszych czasach nikt już nie przynosi do cerkwi chleba i wina. Na nabożeństwo przygotowuje się specjalny chleb eucharystyczny, tj. prosforę. Cóż więc może przynieść wierny? Jaka może być jego eucharystyczna ofiara?
Tą ofiarą stała się świeca. To symbol naszej modlitwy, dar przyniesiony Bogu. Paląc się w czasie Liturgii świadczy o naszej modlitwie i przypomina o intencji, z którą przybyliśmy do świątyni.
Ciche wspomnienie tej intencji, wyszeptane dla diakonów, zostało zastąpione karteczkami, które podobnie jak wcześniej gromadzą intencje wiernych, ich prośbę o modlitwę. Karteczki te, podobnie jak kiedyś dary, przynoszone są przed nabożeństwem, tak, by świadczyć o intencjach wiernych w trakcie przygotowania darów. Imiona na nich zapisane są uporządkowane w dwie grupy. W pierwszej zapisani są żywi, w drugiej ci, którzy już z tego świata odeszli.
Modlitwa Cerkwi była i jest wspólnotowa. Cerkiew wzywa wszystkich do obecności na modlitwie, o czym najlepiej świadczą najstarsze modlitwy eucharystyczne, w których do dzisiaj wspomina się wszystkich obecnych w świątyni, wszystkich tych, którzy na całym świecie gromadzą się na Liturgii a także za chorych i podróżujących. Te dwie ostatnie grupy to najlepszy dowód na to, że w trakcie Liturgii w cerkwi zgromadzić powinni się wszyscy wierni. Modląc się o podróżujących i chorych prosi się Boga i o tych, którzy do wspólnoty należą, ale z poważnych przyczyn nie mogą uczestniczyć w nabożeństwie.
Niedopuszczalne wydaje się więc zapisywanie imion tych, którzy mogli, ale nie chcieli uczestniczyć w nabożeństwie.
Przygotowując się do uczestnictwa w Boskiej Liturgii nie zapomnijmy więc o naszym darze – świecy. Nie zapomnijmy również o naszych intencjach i modlitwie za bliskich i tych, którzy proszą nas o modlitwę. Pamiętajmy na koniec i o tym, aby być obecnym na modlitwie, być tak jak nasi przodkowie wspólnotą wiary. Niech samotnie podążający do cerkwi człowiek nie łudzi się, że zapisując imiona bliskich, którzy zostali w domu i nie czuli potrzeby wspólnotowej modlitwy, zastąpi tym samym ich samodzielną ofiarę. Niech pomoże im w zbawieniu i sprowadzi ich na wspólną modlitwę.
o. M.
A jak sprawa się ma z wpisywaniem na karteczkach imion bliskich nieprawosławnych? Zwłaszcza w przypadku rodzin mieszanych.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że 3 ostatnie akapity odpowiadają na to pytanie. Oczywiście należy rozróżnić intencję modlitewną od intencji składających ofiarę (tj. wspólnoty wiernych). W Liturgii słyszymy w ekteniach diakona modlitwę za ojczyznę, władzę świecką i duchową, mieszkańców miasta, wsi, za wszystkich i za wszystko. Słyszymy o prośbie o dobre i spokojne życie, o pokój o urodzaj itd. Te wezwania, a także słowa prezbitera: "Za wszystkich i za wszystko" ukazują powszechny charakter modlitwy. Wspomnienie proskomidii, które ewoluowało z wezwań przy przeniesieniu darów, dotyczy tych, którzy należą do wspólnoty wiary. Uczestnictwo we wspólnocie jest dobrowolne i ma być świadome i szczere. Nie widzę żadnej logiki w modlitwie w tym miejscu, za osoby które nie przynależą do Cerkwi. Miałbym dylemat, gdyby prosiły mnie o to osoby, które nie należą do Cerkwi. Wtedy sugerowałbym im to, że skoro wierzą w siłę modlitwy Cerkwi, to dlaczego do niej nie należą. Sęk w tym, że to często my sami, chcemy pomodlić się za naszych bliskich, którzy nie są tego świadomi lub nie czują takiej potrzeby. Czy mamy na to prawo, aby włączyć ich bez ich decyzji i woli do wspólnoty Cerkwi? Czy są oni tymi, którzy składają swoją ofiarę eucharystyczną razem z nami?
UsuńChrześcijaństwo to religia wolności i nie może zniewalać człowieka. Jeśli ktoś widzi naszą wiarę, naszą modlitwę, naszą tradycję i nie chce być jej częścią (kwestia małżeństw mieszanych), to czy my mamy prawo siłowo wtłaczać ich do modlitwy eucharystycznej?
Oczywiście modlitwa za innowierców jest praktykowana w Cerkwi. Praktyka czytania imion na nabożeństwach intencyjnych: molebnach, panihidach, czy przede wszystkim indywidualna modlitwa w ich intencji.
W mojej rodzinie również mam wiele osób nieprawosławnych. Łączą mnie z nimi głębokie więzy i zależy mi na nich bardzo. W trakcie proskomidii wspominam jednak tylko imiona tych, którzy należą do Cerkwi prawosławnej. Imiona rzymskich katolików czytam na akafistach, molebnach, panihidach i przede wszystkim w modlitwie indywidualnej. Nie oznacza to, że ich nie kocham. Wręcz przeciwnie, kocham i cenię również ich wybór drogi do zbawienia (choć się z tym wyborem nie mogę zgodzić).
W wielu parafiach istnieje tradycja zapisywania przy imionach bliskich adnotacji (K-rzymski katolik, P-protestant itd.). Wydaje się, że pozwala to duchownym wspominać te imiona wtedy, kiedy jest to możliwe na nabożeństwie, bez poczucia naruszenia praktyki cerkiewnej. Nam zaś pozwala poczuć, że nasza modlitwa wznosi się do Boga, również i za tych, którzy nie chcą iść do Niego razem z nami i wędrują własną ścieżką.
Ostatecznie myślę również, że ta kwestia chociaż marginalnie ale przypomina nam, że droga wiary to droga wierności i wyrzeczeń. Obawiam się, że jeśli ktoś chce być obły, jeśli ktoś nigdy nie zadał sobie pytania dlaczego jestem prawosławny i nie poczuł, że idzie drogą wybraństwa Bożego ale i osobistych wyrzeczeń, może tego nie zrozumieć i skwitować to jako niechęć/fobię/zaściankowość. Dla mnie z tej praktyki wypływa raczej szacunek dla drugiej osoby, a z drugiej strony świadomość naszej własnej drogi do Prawdy, o której powinniśmy nieustannie świadczyć.