Niepokojące pytanie o relację wspólnoty ze "światem"


Od dłuższego czasu z niepokojem zauważam narastający problem, który rodzi się we współczesnej prawosławnej wspólnocie. Nie jest on nowy, natomiast właśnie dzisiaj, jak nigdy wcześniej, staje się jaskrawy i widoczny. Problem dotyka pytania o granice misji Cerkwi, a dokładniej postawy opisanej w Ewangelii jako "dawanie świadectwa".


Dawać świadectwo wiary

Misja ta jest nieustannie realizowana w Cerkwi Chrystusowej poprzez głoszenie Dobrej Nowiny, nauczanie, modlitwę wspólnotową i misteria. Ewangeliczne przykazanie Jezusa Chrystusa (Mk 16,15-18, Mt 28,19-20) obliguje chrześcijan do nieustannego dawania świadectwa, które nie jest ograniczone do zamkniętej wspólnoty wiernych, lecz winno być uniwersalne i powszechne.

Właśnie w tym miejscu rodzi się pytanie o granice "dawania świadectwa", szczególnie w aspekcie świata współczesnego.


Co jest zmienne i niezmienne w Cerkwi?

Cerkiew zawsze charakteryzowała się statecznością i swoistym konserwatyzmem. Cechy te wynikają przede wszystkim z niezmiennych prawd wiary i norm moralnych. Przez wieki Prawosławie zachowało fundamenty wiary, które pielęgnuje i przekazuje jako nienaruszony i niezmieniony depozyt. Stateczność i konserwatyzm dotyczą więc tego, co niezmienne i co definiuje Cerkiew jako Bogo-ludzki organizm. Stwórca, Pocieszyciel i Zbawiciel stanowią centrum wiary i duchowości i niezmiennie są postrzegani przez Cerkiew w taki sposób, w jaki się objawili światu.

Ten doktrynalny konserwatyzm chroni wspólnotę przed wypaczeniem wiary, zbłądzeniem lub próbą kreacji własnej wizji Boga. Ortodoksyjność zawiera się właśnie w bezwzględnej wierności Bogu i w niezmiennym postrzeganiu Go takim, jakim On sam się nam objawił.

Zbyt często jednak konserwatywne myślenie, pewna statyczność i bezwład, rozciągają się na pozostałe sfery działalności wspólnoty cerkiewnej. Doktrynalna niezmienność prowokowała i wciąż prowokuje do tego, by taką samą miarą odmierzać słuszność lub skuteczność wszelkich innych form działalności ludzi wiary. Przez takie myślenie Cerkiew staje się nie tylko wiernym depozytariuszem prawd wiary, lecz konserwatywną i skostniałą organizacją, której z coraz większym trudem przychodzi realizacja "dawania świadectwa".

Ewangelia obrazuje nam kilka przykładów prawidłowo rozumianego "dawania świadectwa", a przede wszystkim codziennej, ludzkiej, szczerej miłości do bliźniego. Jeśli go kochasz - wydaje się mówić Zbawiciel - zrobisz wszystko, aby mu pomóc! Słowa te mogą stanowić podsumowanie ewangelicznej historii o paralityku (Mk 2,1-12), w której przyjaciele dali świadectwo swej troski o bliźniego, historii uzdrowienia w sobotę (Łk 6,6-11), gdzie Zbawiciel retorycznie prowokuje do odpowiedzi na pytanie "czy wolno w szabat czynić coś dobrego?" i wielu innych wątków Ewangelii czy listów apostolskich.

Zbawiciel uwrażliwia nas przez te przykłady, i jak to później wyjaśnia apostoł Paweł, daje nam możliwość każdorazowo podjąć decyzję o tym, jak postąpimy w określonej sytuacji, uwzględniając aktualne potrzeby bliźnich. Nierzadko dyktowana miłością i wiarą decyzja naruszy nasz tradycyjny wachlarz zachowań, a być może wymknie się ze schematu tradycji kościelnej lub nawet naruszy prawo, które zostało ustalone przez ludzi i dla ludzi.

Prawosławie z jednej strony jest więc stabilnym i niezmiennym postrzeganiem Boga, obcowaniem z Nim, dążeniem do Niego i prowadzeniem do Niego innych. Jest misją ewangelizacyjną i kerygmatyczną. Z drugiej strony jest praktyką opartą na wypróbowanych, sprawdzonych przez autorytet wieków, metodach przekazywania doktryny, i budowie relacji z innymi ludźmi. O ile doktrynalna droga nie może być naruszana, to praktyka życia chrześcijańskiego stanowi nieustanny front, na którym możemy wykorzystać zarówno: wzorce przekazane przez Zbawiciela, apostołów i pokolenia świętych, idee, które zsyła na nas Bóg podczas naszych wzajemnych relacji poprzez modlitwy i misteria, jak też i wszelkie inne inspiracje zsyłane do naszych serc.

Nawet tak spójna i konserwatywna dziedzina życia chrześcijańskiego, jak zasady organizacji życia wspólnotowego i indywidualnego, spięta hasłem "prawosławnego prawa cerkiewnego", która z założenia powinna być jednoznaczna i zero-jedynkowa, przy bliższym poznaniu okazuje się być otwarta. Oprócz jednoznacznych i konkretnych norm regulujących postawę chrześcijanina, zawiera również klucze "akrybii" i "ekonomii", które pozwalają w wyjątkowych sytuacjach przedłożyć konkretny przypadek ponad normy prawne. Pierwsza z tych zasad, wyjaśniana jest często jako zasada doskonałej dokładności w interpretacji i realizacji przepisu, druga - pozwala na naruszenie konkretnego przepisu prawa w konkretnej sytuacji. Te dwa wytrychy pozwalają na wyzwolenie się z ram ograniczeń prawnych, w sytuacjach, w których na szali znajduje się na przykład ludzkie zdrowie, życie, czy nadzieja na Boże miłosierdzie.

Jeśli więc prawosławne prawo cerkiewne w samych swych metodologicznych założeniach również potwierdza możliwość interpretacji, wartościowania i modyfikacji norm postępowania, to czy w codziennym życiu wspólnoty wiary, możemy się dać zamknąć w klaustrofobicznym i, jak by to określił nasz Zbawiciel - "faryzeuszowskim" schemacie prostych i jednoznacznych rozwiązań?

Odpowiedź na to pytanie o postępowanie chrześcijanina jako jednostki i wspólnoty chrześcijańskiej jako dużego i złożonego organizmu wydaje się oczywista.


Dylematy

Jednak tak naprawdę, dopiero ta odpowiedź rodzi poważny współczesny dylemat, którym chciałbym się teraz podzielić.

Dylematem jest bowiem poszukiwanie schematów i scenariuszy rozwiązań codziennych problemów, które wymagają naszej reakcji. Codzienne, niezliczone sytuacje rodzą pytania o to, jak mamy postąpić? Czy trwać przy literze norm prawa cerkiewnego? Czy zachować zasady prawosławnego szabatu, tj. uszanować dzień święty, post, tradycyjne zwyczaje i przyzwyczajenia? Czy też, dla dobra jednostki czy ogółu, spróbować czegoś innego?

Zderzając się z takim problemem w Cerkwi automatycznie poszukujemy podpowiedzi, szukając analogii w historii, opierając się na doświadczeniu autorytetów świętych ojców bądź głosach wybitnych hierarchów. Te poszukiwania wynikają przede wszystkim z obawy, by krocząc nieznanym terenem nie wpaść w trzęsawisko, nie zbłądzić a co więcej nie doprowadzić do katastrofy samego siebie i tych, których bierzemy na swoje barki.

Dylematy te, w życiu indywidualnym nigdy się nie skończą i nigdy nie będziemy pewni drogi postępowania. Wynika to przede wszystkim z daru wolności, którą Bóg nas obdarował. Dążąc do zbawienia i kochając bliźnich, będziemy nieustannie walczyć o to, by oni również kroczyli naszą drogą, a nasze życie stało się w ich oczach "dawaniem świadectwa". 

Być może, podobne dylematy towarzyszyć będą całej naszej wspólnocie wiary, naszej Cerkwi i jej ziemskim strukturom. Być może nie są one ograniczone jedynie do jednostek, lecz stanowią wspólny problem ludzkości, która w niedoskonałym świecie nie umie się zachować doskonale i nie potrafi wykrzesać z siebie tej codziennej doskonałości. Bycie we wspólnocie wiary to przecież tak naprawdę droga do zbawienia i dążenie do świętości. A więc droga przemierzana i jednocześnie jeszcze nieprzebyta i świętość wdrażana ale jeszcze niewdrożona.

Czy jednak takie rozważania i pozostawienie otwartego, retorycznego pytania mogą nam jakoś pomóc? Czy rozwiążą palące problemy, które wydają się kołatać do cerkiewnych drzwi?

Z całą pewnością nie pomogą w jednoznacznym rozwiązaniu konkretnego problemu, ale z drugiej strony, mogą naświetlić dany problem w nieco bardziej "chrześcijańskim" świetle.

Spróbujmy więc przeanalizować kilka wybranych zagadnień, z którymi zmaga się dzisiejsze Prawosławie. Nazwijmy problemy, które męczą zarówno ludzi w Cerkwi jak i całe struktury eklezjalne.

Pierwszą kwestią, którą pragnę naświetlić jest relacja wspólnoty wiary ze światem zewnętrznym, a dokładniej interakcja Cerkwi z ludźmi i instytucjami spoza jej łona. Świadomość znaczenia tych relacji była już współcześnie podnoszona przez liczne cerkiewne komisje teologiczne i znalazła swoje wyjaśnienie w postanowieniach Soboru na Krecie. Głos naszej Cerkwi jest z jednej strony bardzo konkretny - Cerkiew powinna nieustannie dawać świadectwo o Chrystusie, o wierze i o Cerkwi. Z drugiej strony misyjność ta rodzi nieustanne pytania o to, w jaki sposób ma być realizowana. Czy ma przyjmować formę agitacji, nachalnej propagandy, autopromocji? Czy ma oczekiwać na zaproszenie, czy raczej forsować zamknięte drzwi? Czy opierać się powinno o sprawdzone formy misjonarskiej działalności, historycznie obecne w Prawosławiu, w rodzaju podróży misyjnej na wzór apostoła Pawła, świętych Cyryla i Metodego czy świętych misjonarzy Innocentego czy Hermana z Alaski? A może jednak równie dobre efekty przyniesie misja katechizacyjno-ewangelizacyjna przez wykłady, spotkania i literaturę religijną, tak jak to robili św. Mikołaj Welimirowicz, św. starzec Paisjusz, św. Nektariusz z Eginy czy świętej pamięci metropolita Kallistos Ware, o. Aleksander Szmemmann czy o. Aleksander Mień i inni? Czy niewłaściwym będzie wykorzystanie współczesnych mediów i narzędzi komunikacyjnych, które pozwalają na działalność misyjną w Internecie, w mediach społecznościowych, na portalach teologicznych czy stronach radiowych i telewizyjnych?

Aktualnie widzimy, że wspólnota prawosławna wykorzystuje chyba wszystkie możliwe formy działalności misyjnej: oficjalne i indywidualne, bezpośrednie i online. Działania te nie są skoordynowane i w znakomitej większości są prowadzone bądź to na płaszczyźnie indywidualnych działań członków wspólnoty: laików lub duchownych, bądź na poziomie organizowanych bractw, fundacji, instytutów czy stowarzyszeń.

Bez precyzyjnych badań ilościowych trudno jest określić skalę zaangażowania poszczególnych struktur cerkiewnych w działalność misyjno-ewangelizacyjną. Trudno jest też często jednoznacznie wyodrębnić działalność stricte misyjną z bogatego dorobku określonego duszpasterza czy świeckiego teologa, publicysty lub blogera. Nie mniej jednak, echo otaczających Cerkiew głosów z zewnątrz pozwala na sformułowanie wniosku, że działalność ta nie jest wystarczająca.

Dla przykładu, we współczesnym, demokratycznym i harmonijnie rozwijającym się polskim społeczeństwie, w którym społeczność prawosławna stanowi największą mniejszość religijną, wciąż zauważa się brak podstawowej świadomości o Prawosławiu, o doktrynie, historii, tradycji czy obrzędach. Marginalnie wciąż są obecne prymitywne stereotypy, a znacznie częściej słychać po prostu szczere pytania zainteresowanych sąsiadów o to, czym tak naprawdę jest Prawosławie i jak ono wygląda. Tym, co dodatkowo napełnia lękiem jest jeszcze fakt, że te same pytania i stereotypy pojawiają się nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz organizmu cerkiewnego.

Wiedząc, że rozwiązaniem tego problemu nie może być jeden, oficjalny i konserwatywny model działania, jako ludzie Cerkwi winniśmy zrozumieć, że wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za naszą relację ze światem zewnętrznym. Nie jest to tylko domena hierarchów, duchowieństwa parafialnego, mnichów czy teologów. "Dawanie świadectwa" stanowi przecież wezwanie skierowane do każdego z nas. A granic tego świadectwa nie wyznaczają ściany domu, więzy rodzinne czy grupa współpracowników.

Ignorowanie tego przykazania opiera się, moim zdaniem, na wymówce, że działalność ta jest działalnością pasterską i opiera się na ustalonym, zorganizowanym modelu. Tak naprawdę, jest to jednak organiczny element, który powinien istnieć w życiu każdego człowieka wiary. Istnieć - i oddziaływać.

Stawiane wyżej pytania są więc jak najbardziej aktualne dla każdego członka wspólnoty wiary. Pytania o przyjętą formę prowadzenia takiej działalności. O narzędzie, które wykorzystamy w naszej pracy misyjnej. Czy będzie to podążanie za słowami "zbaw się sam, a wokół ciebie zbawią się tysiące" motywujące nas do pracy nad samym sobą, nad realizacją Bożych przykazań w codziennym życiu, na dawaniu osobistego świadectwa własnej wiary, radości i miłości do bliźniego? A może będzie to głoszenie Chrystusa wśród przyjaciół czy rodziny? A może brak wstydu przed identyfikacją siebie jako osoby wierzącej niezależnie od środowiska, w którym się znajdujemy? Czy nasze słowa przebaczenia wygłoszone w gremium ludzi, którzy potępiają nie będzie chrześcijańskim świadectwem? A może uspokojenie ludzkich emocji i spojrzenie na poważny problem z innej, naszej perspektywy, pomoże komuś bardziej aniżeli proste, automatyczne przytakiwanie i przyjmowanie cudzego postrzegania?

Drugi dylemat dotyczący współczesnego życia cerkiewnego również dotyczy relacji, ale bardziej konkretnej, tj. prowokowanej aktualnymi wydarzeniami. Ludzie wiary żyją w określonym kraju, w określonym czasie, wraz z konkretnymi ludźmi. Wydarzenia społeczne i polityczne dotykają ich tak samo, jak wszystkich innych obywateli. Gdyby było inaczej biblijny Noe nie starałby się ratować siebie i innych z potopu, biblijni prorocy nie nakłanialiby innych ludzi do zmiany sposobu życia i nawrócenia. Współczesne problemy dotykają często sfer dalekich od kwestii doktryny. Często są to problemy bytowe, niekiedy globalne lub lokalne tragedie, wydarzenia losowe lub zamierzone ludzkie działania. Niekiedy są to kwestie proste, znacznie częściej niezwykle złożone. I znów, unikając rozciągania doktrynalnego konserwatyzmu na kwestie niedoktrynalne, Cerkiew może objawiać swój stosunek do wszystkich tych zagadnień, pamiętając jednak przy tym, że nie oczekuje się od niej zawsze i wyłącznie jednoznacznego głosu moralnej wyroczni. Często, przy złożonych i niejasnych sytuacjach dobrze jest ukazać przede wszystkim intencje, z którymi Bóg zstąpił na ziemię, i które winny napełniać serca wiernych w stosunku do Boga i bliźnich. To intencje miłości, empatii, nadziei, wyrozumiałości, wybaczenia, dążenia do bliskości i życzenia dobra.

Dzisiejsze problemy Cerkwi wynikające z jej stosunku do aktualnych wydarzeń niestety zbyt często układają się w następujące scenariusze:

- #1 postawa wycofanego demiurga. Wydarzenia nie wywołują oficjalnej reakcji. Świat pędzi swoim torem, a Cerkiew pozostaje w swojej własnej przestrzeni. Taka postawa oddala Cerkiew od społeczeństwa, tak jak oddala członków Cerkwi od tych, którzy do tej pory byli blisko. Niezależnie, czy mówimy o jednostce, czy o ogóle, w ważnych wydarzeniach, w trudnych sytuacjach istotne jest, aby społeczeństwo (lub sąsiad, czy członek rodziny) widział naszą bliskość, zaangażowanie i empatię. W przypadku wielu aktualnych problemów głośno i wyraźnie powinien wybrzmieć głos Cerkwi: "Solidaryzujemy się! Współcierpimy! Modlimy się za was!" lub nie mniej istotny: "To nie jest dobra droga!".

- #2 postawa inkwizytora. Reakcja stanowi konserwatywną kalkę opartą na fundamentach doktrynalnych, moralnych lub prawnych, bez uwzględnienia aktualnego kontekstu. Odpowiedź często jest wzmacniana rangą "autorytetu" Cerkwi, zasadą niezmienności lub nieomylności. W zasadzie wyklucza dialog. Narusza relację partnerską i pozbawia złudzeń empatii czy bliskości. W relacjach społecznych i rodzinnych tworzy wrażenie "pouczania", tj. stawiania się ponad odbiorcę.

- #3 postawa populisty. Wydarzenia są interpretowane w duchu aktualnych potrzeb społecznych. Fundament doktrynalny ustępuje miejsca lokalnym potrzebom i oczekiwaniom. Wypracowane w Cerkwi normy nie zostają uwzględnione. Postawa populistyczna wychodzi naprzeciw oczekiwaniom określonych grup społecznych lub politycznych. W imię relacji ze światem, naruszana jest więź z Bogiem. Postawa ta często może być połączona z postawą inkwizytora i staje się nie tylko "miękką" opinią lecz "twardym", jednoznacznym stanowiskiem ubranym w płaszcz doktryny lub norm kanonicznych. W ten sposób Cerkiew staje się narzędziem, a głoszone w ten sposób stanowisko, uzyskuje wszelkie podstawy do jego eklezjalnego odrzucenia i osądzenia jako herezja. Z historii chrześcijaństwa znamy m.in. herezję trójjęzyczną, która ograniczała narzędzia ewangelizacji, modlitwy i kerygmy do trzech języków (hebrajskiego, greckiego i łaciny) oraz herezję etnofiletyzmu, która nad więzi eklezjalne przedkładała więzy etniczne.

Jakże często współcześnie odczuwamy właśnie takie reakcje ludzi wiary. Zastanówmy się nad konsekwencjami stosowania takich metod. Każda z nich na swój sposób izoluje Cerkiew od społeczeństwa. Starożytna alegoria Cerkwi jako okrętu płynącego po wzburzonym morzu uzyskuje wówczas jedną znamienną i niestety negatywną cechę. Tak, okręt płynie po wzburzonych morzach, wśród odmętów i niebezpieczeństw. Tak, okrętem tym kieruje Bóg i prowadzi go do bezpiecznej przystani. Ale - nigdy wcześniej nikt nie zabezpieczał okrętu przed tym, aby podczas żeglugi nie byłby on w stanie przyjąć na swój pokład rozbitków, potrzebujących i tych, którzy zauważyli, że jest on ich jedyną nadzieją. Pierwsza wskazana wyżej postawa buduje na pokładzie szczelną pokrywę. Okręt jest zamknięty. Druga postawa jest jeszcze gorsza, albowiem sprawia, że okręt staje się uzbrojony w zapory i drut kolczasty, który sprawia, że nikt się do niego nie zbliży. Trzecia sprawia zaś, że okręt po cichu zmienia swój kurs.


Dwa przykłady zamiast konkluzji

Tytułowy dylemat, który doskwiera mi od dłuższego czasu nie może być łatwo i szybko rozwiązany. To złożony problem dotykający zarówno biskupów, prezbiterów, diakonów i wiernych. Dotyka każdego z osobna i wszystkich nas jako wspólnoty.

Wszelkie proste cięcia i jednozdaniowe slogany wydają się co najwyżej pchać nas w stronę doktrynalnego konserwatyzmu lub wymownego milczenia i stagnacji.

Bezpiecznym początkiem rozplątywania tego węzła powinny być indywidualne przypadki i kwestie, w których już tu i teraz można zaprezentować to, czym jest Cerkiew - miejscem bliskości Boga, miłości i szacunku do człowieka i realnym "jednym" ciałem.

Niech temu rozwiązaniu sprzyjają dwa poniższe przykłady. Dwóch hierarchów. Jednego sprzed wieków, drugiego bardzo współczesnego. Pierwszego, który stał się świętym i drugiego - o którego świętości nikt jeszcze nie powiedział. Pierwszy miał na imię Bazyli i był biskupem Cezarei Kapadockiej. Jako hierarcha "dawał świadectwo" i to zarówno we wspólnocie, za którą przed Bogiem odpowiadał, jak i "na zewnątrz" w świecie. Był mnichem, więc troszczył się o to, aby swoich braci nie zostawić bez duchowej latarni. Przekazał im opracowane zasady życia monastycznego, w których surowość i asceza nie zdominowała zdrowego rozsądku i troski o zdrowie braci. W przygotowanych regułach zachęcał zarówno do poświęcenia się Bogu jak i bliźnim, a jeszcze więcej - przestrzegał, aby w tym wszystkim nie zaniedbać samego siebie. Jako teolog - konserwatywnie, ale i precyzyjnie głosił wiarę prawosławną, wyjaśniał ją i bronił jej przed herezją arian. Jako biskup i duszpasterz dbał o modlitwę wspólnotową i był autorem wielu modlitw oraz tekstu liturgii eucharystycznej. Jednocześnie podkreślał znaczenie opieki duszpasterskiej i charytatywnej. Stworzył schronisko dla pielgrzymów i ludzi chorych. Zapewniał im opiekę i karmił ich. W czasie głodu sprzedał część majątku metropolii aby nakarmić głodujących. Umiał w swoim życiu połączyć konserwatywną doktrynę i otwartość na potrzeby bliźniego. Był jednocześnie konserwatywnym i wiernym tradycji teologiem i jednocześnie otwartym i rewolucyjnym organizatorem codziennego życia wspólnoty.

Za drugi przykład posłuży mi krótka historia jednego z nieżyjących już serbskich biskupów. Był ascetą, niezwykłym teologiem, biblistą, wykładowcą akademickim i duszpasterzem. Wśród wielu obowiązków i posług prowadził wykłady uniwersyteckie, na których przybliżał studentom prawosławną teologię. Pewnego razu, przed rozpoczęciem wykładu, zaobserwował wzburzenie i łzy jednej ze studentek siedzącej w otoczeniu swoich kolegów i koleżanek w pełnej auli. Znany ze swej surowości biskup, przed rozpoczęciem wykładu głośno zwrócił się do niej z zapytaniem "czemu płaczesz?", na co studentka przez łzy wyjaśniła, że w przerwie chciała zjeść kanapkę. Jej koledzy, pełni gorliwości skarcili ją za spożywanie kanapki z jajkiem, co naruszało zasady trwającego Wielkiego Postu. Czynili to nadzwyczaj aktywnie, aż do momentu, gdy załamana dziewczyna rozpłakała się. Łkając wyjaśniała biskupowi, że jej droga do Prawosławia rozpoczęła się niedawno, i że nie wiedziała o tych wszystkich postnych regułach. Wysłuchawszy wyjaśnień studentki biskup zszedł ze swojej katedry, przysiadł się do studentki i powiedział "pokaż tę kanapkę", a następnie ugryzł solidny kęs i po chwili dodał "kanapka jak kanapka. Smaczna. Nie płacz!" i powrócił na katedrę. Asceta i postnik bez chwili wahania naruszył swój własny post, pocieszył studentkę, a następnie zwrócił się do wszystkich zgromadzonych w auli ze słowami: "po tym wszystkim, nie mam już wam nic więcej do powiedzenia" i opuścił salę.

Mam nadzieję, że te dwa, jakże różne przykłady "dawania świadectwa" sprowokują nas do rozwiązania naszych współczesnych cerkiewnych dylematów. Tak, aby pozostając wierni Bogu, moglibyśmy kochać Go z całych naszych sił i jednocześnie miłować naszych bliźnich tak, jak Chrystus nas umiłował.


Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę że odpowiedź na powyższe rozważania przynosi poniższy artykuł...
    "Trzymanie się pozycji, że nie mogą być połączone sprzeczności – a prawosławie dysponuje pełnią prawdy i nie potrzebuje wzmocnienia prawdy z zewnątrz – nie może być traktowane, jako przejaw osobistego fanatyzmu. Sama historia Kościoła, Święci Ojcowie oraz przyjęte decyzje na powszechnych i lokalnych Soborach potwierdzają ten fakt, że ani jedna decyzja kościoła nie jest i nie może być anulowana, w przeciwnym razie zniknie same święte Prawosławie. Inną kwestią jest to, czy prawda ta jest dostatecznie zachowana po za-prawosławiem, i na ile jest zniekształcona w różnych innych religijnych wyznaniach? Jakże, bowiem mogę sądzić tych, którzy są na zewnątrz? ( 1 Kor. 5,12-13 ) . Myślę, naszym głównym zrozumieniem jest to, że zbawienie może być tylko w Kościele prawosławnym. Innowierstwo i heterodoksja poza naszym obrębem, one są oceniane nie nami, a Bogiem. "
    A calość tu.
    https://bractvospasa.wordpress.com/2015/10/23/o-fanatyzmie-archymandryta-rafal-karelin/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Karteczka

Sobota Dusz

Bożonarodzeniowe fakty i mity